Nabieramy tempa i odwagi. Coraz smielej poruszamy sie po miescie. Odkrylysmy dzis, ze Delhi to nie tylko odstraszajace slumsy, ale rowniez zadbane i czyste ulice. Jemy pierwsze hinduskie sniadanie, pijemy z restauracyjnych kubkow, posilamy sie za pomoca restauracyjnych sztuccow. To duzy krok naprzod w zaufaniu wobec tutejszych obyczajow i warunkow. I zrozumie je tylko ten, kto byl i widzial to na wlasne oczy. Mily spacer wzdluz ulicy prowadzacej do Palacu Prezydenckiego, az po Indian Gate, czy przechadzka po ciasnych zaulkach Chandin Chowk dodaja nam odwagi,choc nie brawury bo ani na chwile nie zapominamy gdzie jestesmy.
Kolacja za 140 rupii indysjskich, to jest okolo 2,20 euro za dwa dania plus roznorakie napoje, odpreza nas zupelnie. Poznajemy pare z Kanady, ktora dzieli sie bardzo podobnymi odczuciami na temat miasta, szokiem i przerazeniem, i jednoglosnie stwierdzamy, ze szalone Delhi oswaja Cie ze soba z kazda chwila. I tak oto niepostrzezenie, stalysmy sie czescia tego miejsca. Wieczorny spacer do domu utwierdzil nas w poczuciu spokoju, ktore towarzyszylo nam przez wiekszosc dnia.Jest piatek 1. lipca, godzina 23:54,i choc czujemy sie duzo lepiej, dobrze wiedziec ze juz za 6 minut ucieknie nam kolejny dzien naszej hinduskiej przygody.