Czas pozegnac Agre. Podziekowac za wszystkie emocje jakich nam dostarczyla i ruszyc w dalsza podroz.
Intensywny tryb ostatnicgh dni dal nam sie we znaki i zaspalysmy na poranny autobus. Pan w recepcji zapewnia nas ze kolejny mozemy zlapac dopiero wczesnym popoludniem, co po dotarciu na dworzec,a wlasciwie parking z jednym autobusem okazuje sie zla wskazowka. Na rozkladzie w pobliskiej kasie jak byk stoi sobie siodemka, a po siodemce, osemka, i kolejno 9, 10, az zamyka ten pochod zlosliwa 13. Jestesmy niepocieszone bo wiemy ze ta dezorganizacja przyniesie wiele godzin straty i spedzimy wiekszosc dnia w autobusie, gdy moglysmy juz byc na miejscu. Nasz srodek transportu zdaje sie rozsypywac i mamy obawy czy w ogole dotrzemy na miejsce, ale ta groteska nieoczekiwanie wprowadza nas w wysmienite nastroje i juz po chwili zamiast narzekac i lamentowac, nie mozemy powstrzymac chichotu odbijajac sie od twardych, wytartych lawek i niemal stukajac glowa o zawieszone nad nami wiatraki. Pozdrawiamy podrozujacych z nami ludzi, Kasia wygrzebuje z czelusci swej torby garsc cukierkow i czestuje nimi siedzace obok dzieci. To jeden z elementow podrozy, ktory mimo pewnych niedogodnosci moglybysmy wciaz bisowac. Nic bowiem nie zastapi bezposredniego kontaktu z codziennym zyciem odwiedzanego miejsca.
Docieramy do Jaipuru poznym popoludniem, biegiem trafiamy do dworcowej informacji by jak najszybciej rzucic w kat plecaki i zwiedzac, ogladac, chlonac. Najpierw jednak trzeba jakis kat znalezc. Pan w informacji mowi plynna angielszczyzna (zdziwilby sie kto, przeciez to Indie, wydawac by sie moglo , ze kazdy mowi tu po angielsku, BYNAJMNIEJ!), i ze stoickim spokojem oznajmia nam, ze jest juz za pozno by cokolwiek zobaczyc. Kobiety wydaja jek zawodu.
,,A moze by tak do KINA?Napewno macie tu kino, prawda?- wtracam. ,,I to nie byle jakie, mloda damo,lecz Raj Mandir!'' -odpowiada z duma. Oczy mi sie swieca, zapominam o zmeczeniu i calym majdanie, ktory ciagne na plecach.Bollywood w prawdziwym hinduskim kinie!!!Przypominaja mi sie czasy gdy namietnie interesowalam sie produkcjami rodem z Bombaju ,bylo to ze sto lat temu, ale juz wtedy wyobrazalam sobie jak wspaniale musi byc obejrzec taki film w Indiach, przy pelnej sali i wiwatach,a dzis mialysmy stac sie czescia takiego spektaklu!
Mily Pan pomaga nam znalezc nocleg, zanosi sie na twarde negocjacje, ale ja z calej tej ekcytacji przystaje na cene wyzsza niz pozwala nam na to dzienny budzet. A niech to! Hotelik jest bardzo przyjemny, najczystszy i najladniejszy, w jakim do tej pory mieszkalysmy. Przy cenie 600 rupii to naprawde dobre warunki.
Decydujemy sie na spacer, z powodu niskich cen w Indiach dopadlo nas lekkie rozleniwienie i zapomnialysmy juz jak przyjemnie chadza sie na pieszo. Szybko przypominamy sobie skad te nowe nawyki, o ile spacerowanie jest czysta przyjemnoscia, to odganianie zewszad taksowek i ryksz po chwilii staje sie bardzo meczace. Nie dajemy jednak za wygrana i jak mantre powtarzamy: no, thank you,az do samej bramy Raj Mandir. Tu z koleji czeka nas kolejna proba asertywnosci gdy pobliscy sprzedawcy oblegaja nas, zachecajac do kupna kolorowych marionetek ( znowu nie! choc byly bardzo ladne!)
Wejscie do holu Raj Mandir przenosi nas w zupelnie inny swiat. Kinowy korytarz stanowi brame miedzy brudna, rozkrzyczana ulica a miejscem gdzie dominuja pastelowe barwy, wyobraznia i nadzieja, na nawet najbardziej nieprawdopodobny final. Pojmuje w mig dlaczego Hindusi tak chetnie chodza do kina. Gdybym mieszkala w Indiach z pewnoscia byloby to jedno z moich ulubionych zajec. Rozkladamy sie wygodnie w fotelach, przed nami 3 godziny orientalnej przygody. Hindusi obecni na sali, gwizdza i klaszcza juz przy pierwszych napisach co jest zapowiedzia dokladnie tego co chcialysmy przezyc. Z kazda minuta jest tylko lepiej, plomienna milosc, zwasnione rody, spektakularne wzloty i pelne lez upadki ,a wszystko to wplecione w kolorowe taneczne plasy. Kocham Bollywood za te groteske. Tutejsza publicznosc tez je kocha- smieje sie i wzrusza, klaszcze, a nawet spiewa!Jakiez nudne sa nasze kina!
Wychodzimy z Raj Mandir poznym wieczorem i choc znowu mamy ogromna ochote na spacer, to ciemna noca takie przechadzki bylyby wielce nierozsadne. Nasza ryksza bladzi po ulicach Jaipuru, a zadna z nich nie przypomina okolic naszego hotelu. Wiozacy nas mezczyzna wciaz pyta o droge, i gdy juz wydaje sie ze lapie trop, znowu wjezdza w ciemne zaulki i rozklada bezradnie rece. Po dlugiej i pelnej trudnosci przejazdzce trafiamy jednak na miejsce.Uff.
Bo w zyciu bywa czasem jak w kinie. Tego dnia i nasz film skonczyl sie happy endem.